To był cudowny wieczór z drużynami PlusLigi walczącymi o wielki finał Ligi Mistrzów. Najpierw Jastrzębski Węgiel pokonał na wyjeździe 3:1 Halkbank Ankara, potem Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w takim samym stosunku odprawiła naszpikowaną gwiazdami ekipę Sir Sicoma Monini Perugia. Polskie zespoły są bardzo blisko przejścia do historii – zagrania pierwszego polskiego finału Champions League!
To wyjątkowy, fantastyczny sezon klubów PlusLigi w Europie. Przypomnijmy, że tak jak przed rokiem mamy aż dwie polskie drużyny w półfinale najważniejszego z europejskich pucharów – Jastrzębski Węgiel i Grupę Azoty ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle. Ten drugi zespół to specjalista od gry w Lidze Mistrzów – wygrał jej dwie poprzednie edycje, teraz ma wielką szansę na trzeci z rzędu finał. To powód do wielkiej dumy dla całej PlusLigi, wspieranej przez Markę KRISHOME (dawniej KRISPOL).
W środowy wieczór kędzierzynianie mierzyli się z włoską potęgą – Sir Sicoma Monini Perugia, także napędzaną polską siłą. Przyjmującymi włoskiego giganta są Kamil Semeniuk i Wilfredo Leon, a trenerem nasz były selekcjoner i trener klubów PlusLigi Andrea Anastasi. W Kędzierzynie-Koźlu sentymentów jednak nie było, aktualni zdobywcy Ligi Mistrzów zagrali koncertowo, zwyciężając 3:1. A to oznacza – zgodnie z zasadami panującymi w Champions League – że w rewanżu, by awansować do wielkiego finału będą musieli wygrać już tylko dwa sety! W środę kapitalny mecz zagrał Bartosz Bednorz, który dobył 23 punkty (skończył 20 z 34 ataków, popełnił tylko jeden błąd!).
To było bardzo ciężkie spotkanie, które mogło się podobać, bo było w nim wiele elementów wspaniałej siatkówki.
Bardzo pomogli nam kibice, którzy wypełnili halę w jednej trzeciej już podczas początku rozgrzewki, a zainteresowanie było takie, że nie było gdzie zaparkować, wszyscy żyli tym meczem. Cieszę się, że zamknęliśmy to spotkanie wygraną za trzy punkty, bo niewykorzystana okazja w drugim secie bardzo zabolała. Sam pamiętam spotkanie, właśnie przeciw ZAKSIE, gdzie mogłem skończyć mecz, ale tak się nie stało i później przegraliśmy. Zostawiliśmy kawał serducha na boisku, mam nadzieję że tak będziemy dalej grać.
Kapitalnie spisali się również gracze Jastrzębskiego Węgla, którzy także 3:1 wygrali w Ankarze. Trochę nerwów przed meczem było, to w końcu już półfinał Ligi Mistrzów.
Wyjeżdżamy na szczęście z kompletem punktów, ale to dopiero połowa drogi. Za tydzień znowu trzeba będzie pokazać to samo, bo oni przyjadą do nas, do Jastrzębia, walczyć o awans. Nie wiem, czy to kwestia hali czy czegoś innego, ale piłki leciały w jakiś szczególny sposób i naprawdę bardzo ciężko się tutaj przyjmowało. Najważniejsze, że z chłopakami utrzymywaliśmy odbiór, a potem radziliśmy sobie na wysokiej piłce. Pokazaliśmy charakter, nie poddaliśmy się po trzecim secie, w którym dostaliśmy lanie. Zdajemy sobie sprawę, że finał Ligi Mistrzów jest w zasięgu, ale robota jeszcze nie jest skończona. Mam nadzieję, że nasza hala wypełni się za tydzień po brzegi i razem będziemy świętować awans do finału.
Warto zwrócić uwagę, że jeszcze nigdy w historii dwa polskie zespoły nie zagrały w finale Ligi Mistrzów. Tylko raz w XXI wieku ekipy z tego samego kraju walczyły w bezpośrednim starciu o triumf w lidze Mistrzów – w 2004 roku w Biełgorodzie miejscowy Lokomotiw pokonał Iskrę Odincowo. Co więcej, w przypadku awansu ZAKSY do wielkiego finału i ewentualnego jej zwycięstwa w całych rozgrywkach byłby to trzeci z rzędu triumf w Champions League – takiego wyczynu w XXI wieku dokonały wcześniej tylko wielkie zespoły Itasu Trentino i Zenita Kazań.
Mecze rewanżowe zostaną rozegrane za tydzień, Jastrzębski węgiel podejmuje Halkbank 5 kwietnia (godz. 20.30), z kolei ZAKSA gra we Włoszech 6 kwietnia (godz. 20.30). Oba polskie zespoły są bliskie, by we wspaniałym stylu przejść do historii naszej siatkówki!