Reprezentacja Polski siatkarzy wygrała trzy z czterech meczów w pierwszym tygodniu Ligi Narodów, rozgrywanej w Kanadzie. Biało-czerwoni występowali w składzie złożonym w stu procentach z graczy PlusLigi. Wydarzeniem były liczne debiuty oraz fakt, że w kadrze obok siebie zagrali bracia – Rafał i Kamil Szymura.
Polacy, grając czternastką złożoną tylko z graczy PlusLigi, spisali się kapitalnie. Wygrali z Argentyną, Bułgarią, przegrali z Włochami, a na koniec pokonali mistrzów olimpijskich Francuzów! Zostawiali swoją grą bardzo dobre wrażenia. Kolejny raz okazało się, że siła Ligi Mistrzów Świata – wspieranej przez Markę KRISHOME (dawniej KRISPOL) – jest bardzo duża.
Przede wszystkim nie było widać wielkiej termy, zdenerwowania po debiutantach. Gra w PlusLidze, częste mecze w europejskich pucharach, mocni rywale na co dzień – to wszystko razem powoduje, że nasi gracze są przyzwyczajeni do wysokiego, międzynarodowego poziomu. Było to w Kanadzie widać i to nas powinno bardzo cieszyć.
Nowy selekcjoner Nikola Grbić postanowił dać odpocząć części bardziej doświadczonych graczy i do Kanady zabrał siedmiu debiutantów. Wszyscy spisali się więcej niż dobrze, a podkreśleniem udanych występów była efektowna wygrana z Francuzami, grającym w niemal najsilniejszym zestawieniu.
Co ciekawe, w wygranym meczu z Bułgarami, w trzecim secie, na boisku obok siebie pojawili się bracia – Rafał i Kamil Szymura. Nie jest to codziennością, w naszej kadrze słynne rodzeństwa pojawiały się bardzo rzadko. Ostatnio Andrzej i Krzysztof Stelmach czy wcześniej bracia Nalazek – Włodzimierz i Ireneusz (w kadrze w latach 80-tych ubiegłego wieku).
Rafał jest obecnie graczem wicemistrzów Polski Jastrzębskiego Węgla, Kamil reprezentował w minionych rozgrywkach barwy Cuprum Lubin. Pierwszy gra jako przyjmujący, drugi występuje na pozycji libero. 11 czerwca 2022 roku zapewne zapisze się złotymi zgłoskami w rodzinnej historii, bo naprawdę rzadko się zdarza, by bracia zagrali wspólnie w biało-czerwonej koszulce.
Pochodzą z Rybnika, a o cztery lata starszy Rafał (26 lat) przyznaje, że w dzieciństwie był utrapieniem dla Kamila.
Najczęściej było tak, że on był tym, który płakał, a ja tym, który powodował płacz. Za tych bajtlów, jak to się mówi u nas na Śląsku, młody miał ze mną ciężkie życie. Raz mieliśmy taką przygodę, że niechcący spadłem mu na nogę, a ona się skręciła – po tej kontuzji babcia nie odzywała się do mnie przez tydzień, miałem u niej przechlapane. Kamil szedł za mną do każdego sportu, w którym zaczynałem. Myślę, że w 50-procentach miałem wpływ także na to, że został siatkarzem. Zaczynaliśmy od judo, bo ten sport uprawiała nasza mama, później poszliśmy w ślady taty, który grał w baseball. Gdy poszedłem do klasy sportowej do Gimnazjum nr 2, dopiero wtedy postawiłem na siatkówkę. Młody cztery lata później poszedł do tej samej klasy, później do SMS-u Spała, czy do Częstochowy i Kędzierzyna. Mamy podobne charaktery, zawsze uparcie dążymy do wyznaczonych celów.
Wiadomo w dzieciństwie cztery lata różnicy to jest sporo, ale tamte czasy wiele mnie nauczyły, przygotowały do życia – śmieje się Kamil, którego debiut w reprezentacji wypadł bardzo udanie. – Przez wiele lat chciałem być lepszy od brata, więc szedłem jego drogą. Dzisiaj zawsze mnie wspiera i pomaga, dobrze się dogadujemy.
Obecnie bracia grają w PlusLidze, obaj zaliczyli już debiuty w seniorskiej reprezentacji Polski, przez dwa lata bronili też barw jednego klubu – ZAKSY Kędzierzyn-Koźle (2018-2019), a teraz w trzecim secie starcia z Argentyną zagrali razem w kadrze.